27 września 2019

Drugie USG - 2 miesiąc ciąży.

Lekarze...
Do tej pory wydawało mi się,
że oni są dla człowieka...


"Szczęście to jedyna rzecz,
która się mnoży,
gdy się ją dzieli..."
- Albert Schweitzer


15.04.2019 r.
7 tydzień ciąży według OM.
5 tydzień ciąży według moich obliczeń.
Tego dnia byłam po raz ostatni w Warszawie. Rano byłam na umówionej wizycie założenia rzęs, później odwiedziłam dawną pracę, aby odebrać świadectwo, a na sam koniec spotkałam się z przyjaciółką, która była na badaniach w szpitalu. Po powrocie od razu pojechałam z moim partnerem do przychodni na umówioną wizytę i potwierdzenie USG.
Lekarz u którego byłam po raz drugi, okazał się totalnym chamem... Brak profesjonalnego podejścia do pacjenta, na zadawane przeze mnie pytania albo nie odpowiadał albo jego odpowiedź nie dotyczyła pytania, USG wykonał od niechcenia, a mojego partnera traktował jak powietrze - dosłownie jakby go tam nie było, a on biedny nie wiedział jak ma się zachować...


Na USG był ledwo widoczny mały zarodek - 25mm. Otrzymałam skierowania na badania oraz musiałam zacząć brać kwas foliowy z witaminami. Widok zarodka bardzo mnie ucieszył, bo to potwierdziło, że jest nadzieja, że z tej ciąży "coś będzie" i słowa, które usłyszałam na poprzednim USG były błędne. Mimo, że wiek ciąży z USG wypadał na 5+6 tydzień (czyli nie z OM, a zgodnie z moimi wyliczeniami) to lekarz w dalszym ciągu trzymał się wersji powiedzianej tydzień wcześniej, że nie ma co się nastawiać bo zarodek jest za mały, a w 7 tygodniu powinno już bić serce "ale jak tak bardzo Pani zależy to wypisze też skierowanie na Betę HCG - jeżeli po 2 dniach wzrośnie dwukrotnie to wszystko ok, jeżeli nie to znaczy, że nic z tej ciąży nie będzie i ja na Pani miejscu trzymałbym się drugiej wersji".
Z tych powodów postanowiłam, że więcej do niego się nie zapiszę i muszę zmienić lekarza.


26 września 2019

Pierwsze objawy ciąży.


Pytanie...
Co dalej?
Jak to będzie...

"Sam fakt, że martwisz się czy
będziesz dobrą mamą.
Świadczy, że nią jesteś"
- autor poszukiwany

6 tydzień ciąży - według OM.
4 tydzień - według moich obliczeń.
Podczas tego tygodnia pojawiły się u mnie pierwsze objawy ciąży. Senność - potrafiłam już o 18 pójść spać i obudzić się o 8 rano, ból podbrzusza - wrażenie rozciągania się narządów, wzmożony apetyt - do tej pory wystarczył mi jeden posiłek, a teraz jadłam cały czas, burza hormonów - nie potrafiłam opanować emocji - cieszyłam się, a za chwilę płakałam, ogromna ochota na sex - ciągle mi było mało i mogłabym kochać się cały czas. Ten tydzień minął mi bardzo szybko, a powyższe objawy upewniły mnie w tym, że to wszystko dzieje się naprawdę i zaakceptowałam to, że jest nas dwójka. Zaczęłam również nad tym myśleć czy sobie poradzę, czy dam radę wychować dziecko, czy uda mi się być dla niego najlepszą mamą. Podczas tego tygodnia również powstało określenie fasolki - Bobo.
W niedzielę przed wykonaniem pierwszego usg byliśmy na pizzy z naszym kolegą, który opowiadał sen jaki mu się przyśnił o nas: podczas jazdy samochodem miał wypadek, został przewieziony do szpitala, w którym przez dłuższy czas był w śpiączce. Po wybudzeniu się i wyjściu przyjechał do domu, a na drodze spotkał mojego partnera z małym dzieckiem na rękach również zwrócił uwagę na obrączkę na palcu. Zapytał czyje to dziecko i po co obrączka, a odpowiedź jaką otrzymał była że wzięliśmy ślub i dziecko jest nasze, po tych słowach zaczął się zastanawiać, że musiał być bardzo długo w śpiączce, jeżeli tak dużo go ominęło i się obudził.
Opowiadając ten sen, my już byliśmy po wykonanych testach ciążowych, ale jemu się tym nie pochwaliliśmy, dlatego później we dwoje śmieliśmy, że coś w tym śnie musi być bo przecież on o niczym nie wiedział co się działo aktualnie w naszym życiu.
A ja w sny bardzo wierzę i wiem, że nie są przypadkowe.

24 września 2019

Pierwsze USG.


No i przyszła wiosna,
a wraz z wiosną
bocian przyniósł niespodziankę...


"Szczęście zdobywa się
pod warunkiem,
że się go nie pragnie zdobyć."
- Jean - Paul Sartre


08.04.2019 r.
Po pracy umówiłam się na wizytę lekarską w celu potwierdzenia ciąży. Poprosiłam moją przyjaciółkę, aby potowarzyszyła mi i obie pojechałyśmy do przychodni. Jej obecność mi pomogła, ponieważ gdybym była sama to z nerwów nie dała bym rady wejść do gabinetu. Na wizytę umówiłam się prywatnie (z resztą jak przez całą ciążę), po wejściu do gabinetu, wywiadzie, pierwszym badaniu nadeszła pora na USG. Lekarz pokazał mi na monitorze widoczny pęcherzyk ciążowy. Poczułam wielką ulgę, że udało się i jest szansa na bycie mamą, poczułam jeszcze większe szczęście niż w ostatnich dniach - coś niesamowitego, czego nie da się słowami opisać. Lecz podczas USG okazało się, że według okresu powinien być 6+1 tydz. więc powinno już być widać zarodek, lekarz u którego byłam powiedział mi, że nie ma co w chwili obecnej się nastawiać bo nic nie widać co powinno być i że zaprasza na USG za tydzień.  Po wyjściu z przychodni pojechałyśmy "świętować" nowinę. Oczywiście nie mogłybyśmy tego zrobić w żadnym innym miejscu jak tylko i wyłącznie na Titanicu - tego dnia byłam tam po raz ostatni...


Tego wieczoru praktycznie cały czas oglądałam zdjęcie z usg... W ciągu 3 min dowiedziałam się, że jestem w ciąży, aby po chwili dowiedzieć się, że to nic pewnego... Pozostało mi czekać kolejny tydzień...



23 września 2019

Wspólna przyszłość.


Przyszłość...
Rodzina...
My...

"Przyszłość należy do tych,
którzy wierzą w piękno
swoich marzeń..."
- Eleonor Roosevelt

7 kwietnia 2019 r.
Po 3 dniach od wykonania pierwszego testu dopiero dotarły do mnie emocje i że to co się dzieje jest prawdziwe. Tego dnia czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie - takiego szczęścia nigdy wcześniej w życiu nie doświadczyłam. Rozmowa z partnerem i pomysły na naszą wspólną przyszłość mocno mnie podbudowała i zaczęłam być pewna że na pewno damy sobie radę, a w myślach zaczęłam układać plan jak moje życie będzie wyglądało za kilka miesięcy.
Cały dzień spędziliśmy wspólnie, nie pomijając tradycji jedzenia niedzielnego obiadu na mieście. Wieczorem się pożegnaliśmy - on wyjechał w trasę, a ja zostałam z obawą przed jutrzejszą wizytą u lekarza i ciekawością usg...

21 września 2019

Co dalej?


Przyszłość
i jej
wielkie zmiany...

"Nikt nigdy nie zagłębił
zamysłów wiosny..."
- Bruno Schulz

5 kwietnia 2019 r.
Rano wykonałam ponownie test ciążowy, który pokazał wynik pozytywny. Postanowiłam umówić się do lekarza - termin wizyty w poniedziałek. Emocje tego dnia mnie ponosiły - raz czułam euforię i radość za kilka minut smutek i przerażenie. Z biegiem czasu wiem, że od tego dnia hormony we mnie wariowały. Z pracy odebrał mnie mój partner, który właśnie wrócił z trasy. Pojechaliśmy do Pepco, w którym spotkałam moją przyjaciółkę z dawnych lat. O wynikach testów wiedziała, dlatego pomogła mi wybrać prezent dla mojego partnera. Wspólnie wybrałyśmy skarpetki w formie bucików w kształcie misia. Po wyjściu ze sklepu wręczyłam mu buciki, aby przekonać go, że testy są moje i to nie jest żart - oczywiście w dalszym ciągu uważał, że robię sobie żarty. Następnego dnia (06.04.2019) wykonałam test w jego domu i wspólnie odczytaliśmy wynik, który również był pozytywny. W tym momencie ogarnęło go przerażenie i zrozumiał że nie żartowałam.
Od tej chwili oboje zaczęliśmy się zastanawiać nad naszą wspólną przyszłością....

20 września 2019

Pozytywny test ciążowy.


Zielenią się łany...
Ze swego zimowiska,
powracają bociany...

"Powiedziały jaskółki,
że dobre są spółki.
Powiedziały bociany,
że dobre są zmiany..."
- autor poszukiwany


4 kwietnia 2019 r.
Dziś obudziłam się o 6:00 - do pracy pozostały mi 3 godziny. Po wczorajszym poruszonym temacie o ciąży postanowiłam spontanicznie zrobić test, który leżał w mojej szafce dość długi czas. Nie oczekiwałam, że wynik będzie pozytywny wręcz byłam przygotowana, że wynik będzie taki sam jak do tej pory - czyli, że ukaże się jedna kreska. Po odczekaniu 3 minut wzięłam test do ręki i ukazały się 2 kreski.


Pierwsza moja myśl po zobaczeniu pozytywnego wyniku była:
"niemożliwe... nie jestem bezpłodna",
a po chwili poczułam nieznajome dotąd uczucie szczęścia. Do pracy pozostały mi 3 godziny, które minęły bardzo szybko, ponieważ moją głowę zawładnęły myśli o tym czy to jest prawda, czy test się nie pomylił, jak to jest możliwe, że są 2 kreski... Powyższe zdjęcie wysłałam do najbliższych osób - nie po to, aby się pochwalić tylko, po to aby dowiedzieć się czy mi się nie przewidziały te 2 kreski. Powyższe zdjęcie również otrzymał mój partner, który na początku uważał, że robię sobie z niego żarty przez spóźnione Prima Aprilis, myślał, że zdjęcie, które wysłałam to zdjęcie mojej koleżanki, no bo jak? Ja jestem w ciąży? Niemożliwe, przecież jestem bezpłodna... Nie wyprowadzałam go z błędu, bo sama nie wierzyłam, że może to być prawda.

Dziś miałam ostatni dzień szkolenia w nowej pracy, który dłużył mi się niemiłosiernie, w ogóle nie mogłam się skupić na informacjach przekazywanych przez kolegę, bo w głowie ciągle przewijały się myśli o porannej niespodziance. Po 8 godzinach szkolenia w końcu mogłam pójść do apteki. Postanowiłam kupić 3 testy, aby potwierdzić wynik. Po powrocie do domu nie udało mi się od razu wykonać testu z powodów naturalnych, dlatego na wynik musiałam poczekać w niecierpliwości dodatkowe 3 godziny... W między czasie porównałam oba testy i okazało się, że ten pierwszy miał datę ważności do 2017 roku, ale na kolejnym teście wynik był pozytywny.
Dopiero w tym momencie poczułam szok i pytanie "co dalej?".

19 września 2019

Kiedy będziesz miała dzidzie?



...ponieważ...

Będąc w poprzednim związku w 2015 roku postanowiliśmy starać się o dziecko. Przez ponad 2 lata próbowaliśmy. Przez parę miesięcy co cykl wykonywałam po 2, 3 testy, może tym razem się udało? Niestety, testy zawsze pokazywały definitywnie jedną kreskę, a ja z biegiem czasu traciłam coraz bardziej nadzieję na to, że się uda... Ogromne pragnienie posiadania dziecka opanowało mnie, że pod koniec naszego związku wręcz byłam pewna, że to ze mną jest "coś nie tak" i że to ja na pewno jestem bezpłodna. Od czasu rozstania straciłam jakiekolwiek nadzieje, że kiedykolwiek zostanę mamą, na tyle, że wmówiłam sobie tą tezę o bezpłodności i od 2017 roku do tegorocznej wiosny zdążyłam się z nią pogodzić....
Pytania najczęściej zadawane przez innych ludzi dot. mojego życia to: związane z planami na przyszłość, o pracy, o stosunki z partnerem, ale również im byłam starsza tym częściej słyszałam/słyszę pytanie "kiedy będziesz miała dziecko?"
Ludzie lubią interesować się życiem innych (niektórzy nawet tym żyją), ale nie zastanowią się przy zadawaniu pytań czy są one odpowiednie i czy nie są za intymne... Nie jedna osoba powie, że przecież pytanie "kiedy będziesz miała dziecko?" jest normalne, nie ingerujące w naszą prywatność i które nas nie uraża, ale niestety ja uważam inaczej:

- to pytanie jest bardzo bolesne i którego nie chciałam/nie chcę słyszeć więc musiałam znaleźć na nie elastyczną odpowiedź obróconą w żart z tego powodu wymyśliłam zdanie: "przecież jestem za młoda, aby bawić się w pieluchy". Zdanie, które za każdym razem wypowiadałam z uśmiechem i radością na twarzy, aby rozmówca nie odczytał moich prawdziwych emocji, zdanie, które od środka mnie skręcało, gryzło, niszczyło na drobne kawałki, zdanie, które było wymyślone, zdanie, które było kłamstwem,
ale również zdanie, którego nadal używam.....

...a dlaczego tak uważam?
Dlatego, że choć bardzo chciałam zajść w ciążę, ale miałam z tym problem,
Dlatego, że uważałam, że jestem bezpłodna,
Dlatego, że poroniłam,
Dlatego, że nie wiem kiedy będę mogła mieć dziecko.
To są tylko przykłady, z mojego życia ale jest ich znacznie więcej - inne pary mają znacznie gorsze sytuacje. Dlatego pytanie osób trzecich "kiedy będziesz miała dzidzie?" bardzo boli - w środku czuję jak rozsypuję się na drobne kawałki, czuję wielką bezradność, że przecież chciałabym mieć dzidzie już teraz, ale mieć nie mogę...  A przecież nie będę tłumaczyła się wszystkim o swoich problemach bo w naszym otoczeniu panuje znieczulica. Powyżej wymienione przykłady ludzie uważają za tematy tabu, nie potrafią o nich rozmawiać, odpowiadać, nie wiedzą jak mają się zachować

- dlatego świat o nich głośno nie mówi, bo wszystkim jest tak wygodnie,
a takie sprawy powinny być głośno poruszane....

18 września 2019

Spóźniający się okres.


Kwiecień...
Miesiąc wiosenny,
 w którym przylatują bociany...

"Nawet największe pustynie
mają swoją wiosnę, choćby
najkrótszą i niedostrzegalną..."
- Andric Ivo


3 kwietnia 2019 r.
W niedziele odbyłam ostatnią zmianę w poprzedniej pracy, pożegnałam się z dziewczynami, za którymi tęskniłam już od momentu złożenia wypowiedzenia - "Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i zostawiają ślady w naszych sercach". Wracają z nocnej zmiany wstawiłam się na pierwszy dzień szkolenia w nowej pracy. Przez ostatnie trzy dni byłam na tyle podekscytowana szkoleniem, pracą, że zapomniałam o tym, że tego dnia właśnie mijał tydzień od kiedy okres się nie pojawił, a do tej pory był "co do dnia".
Po szkoleniu pojechałam w odwiedziny do mojej przyjaciółki, która akurat była w pracy więc popołudnie spędziłam z jej bratem i mamą popijając Jack Daniel'sa z colą. Podczas tego leniwego wiosennego popołudnia rozmawialiśmy o zbliżającym się weselu mojej przyjaciółki, ponieważ dla nas wszystkich była to najważniejsza zbliżająca się uroczystość, planowaliśmy kolejny wspólny wakacyjny wyjazd, ale również poruszony został temat, że od tygodnia spóźnia mi się okres. Oczywiście został obrócony jako żart, no bo jak? Że ja jestem w ciąży? Niemożliwe. Wesele za dwa miesiące, ja będę świadkową nie mogę być w ciąży:
"Przecież jestem za młoda, aby bawić się w pieluchy"
- zdanie, które sobie wymyśliłam kilka lat temu i używałam wielokrotnie w życiu w odpowiedzi na pytania ludzi "kiedy będziesz miała dzidzie"


ponieważ....

17 września 2019

Wiosna.


Wiosna...
Moja ulubiona pora roku...
Wszystko zaczyna rosnąć, kwitnąć, żyć...

"Żaden promień słońca nie ginie,
lecz zieleń, którą on budzi,
potrzebuje czasu, aby wzrosnąć..."
- Albert Schweitzer


Był ciepły koniec marca.
Pełna entuzjazmu, że udało mi się znaleźć pracę bliżej domu, na lepszym stanowisku, harmonogramie 8 godzinnym - a nie 12-sto, w stałych godzinach pracy bez zmian nocnych - byłam pełna fascynacji, że moje życie zmieni się na lepsze z dniem 1 kwietnia, ale równocześnie planowałam co będę robiła wolnymi popołudniami, dlatego cieszyłam się, że w końcu mogłam sobie pozwolić na wygospodarowanie codziennie wolnego czasu dla siebie, aby nadrobić zaległe czynności, odbyć zaległe spotkania ze znajomymi itd.
Pełna energii odliczałam dni do końca marca bo nie mogłam się doczekać zmian, ale również odliczałam dni okresu, który się spóźniał...

Wstęp.


Tak jak nazwa wskazuje strona będzie pamiętnikiem, którego każdy post będzie nową jego kartką. Od 4 miesięcy próbuję odnaleźć w sobie "dawną mnie" - optymistkę, która z uśmiechem na buzi cieszyła się życiem, która zawsze zdobywała to co chciała i zawsze szła do przodu; lubiąca zabawę, towarzystwo, podróże, uwielbiałam kolekcjonować nowe wspomnienia, poznawać nowe osoby, miejsca... Od kilku miesięcy moje myśli i życie skupia się tylko wokół jednego wspomnienia, choć to widzę tylko ja, ponieważ przez 23 lata, życie nauczyło mnie "gry" aktorskiej i tego, aby nie pokazywać otoczeniu swoich słabości i smutków...
Wczoraj będąc u kosmetyczki na uzupełnieniu rzęs miałam czas zastanowić się nad sobą i swoim życiem i doszłam do wniosku, że muszę coś zrobić bo inaczej będę w tym dołku tkwiła cały czas. Leżąc na leżance i rozmyślając wpadłam na pomysł, aby stworzyć blog, który ma być dla mnie formą terapii, abym mogła z siebie "wyrzucić" emocje, uczucia, przemyślenia, opisać zaistniałe zdarzenia, ale również chcę, aby to wszystko co się działo w ciągu ostatniego pół roku było zapisane, ponieważ jest to dla mnie bardzo ważne i może w taki sposób będzie mi łatwiej pogodzić się z sytuacją, która wydarzyła się w moim życiu podczas tegorocznej wiosny - a dokładnie z poronieniem.
Ale może zacznę od początku....