24 września 2019

Pierwsze USG.


No i przyszła wiosna,
a wraz z wiosną
bocian przyniósł niespodziankę...


"Szczęście zdobywa się
pod warunkiem,
że się go nie pragnie zdobyć."
- Jean - Paul Sartre


08.04.2019 r.
Po pracy umówiłam się na wizytę lekarską w celu potwierdzenia ciąży. Poprosiłam moją przyjaciółkę, aby potowarzyszyła mi i obie pojechałyśmy do przychodni. Jej obecność mi pomogła, ponieważ gdybym była sama to z nerwów nie dała bym rady wejść do gabinetu. Na wizytę umówiłam się prywatnie (z resztą jak przez całą ciążę), po wejściu do gabinetu, wywiadzie, pierwszym badaniu nadeszła pora na USG. Lekarz pokazał mi na monitorze widoczny pęcherzyk ciążowy. Poczułam wielką ulgę, że udało się i jest szansa na bycie mamą, poczułam jeszcze większe szczęście niż w ostatnich dniach - coś niesamowitego, czego nie da się słowami opisać. Lecz podczas USG okazało się, że według okresu powinien być 6+1 tydz. więc powinno już być widać zarodek, lekarz u którego byłam powiedział mi, że nie ma co w chwili obecnej się nastawiać bo nic nie widać co powinno być i że zaprasza na USG za tydzień.  Po wyjściu z przychodni pojechałyśmy "świętować" nowinę. Oczywiście nie mogłybyśmy tego zrobić w żadnym innym miejscu jak tylko i wyłącznie na Titanicu - tego dnia byłam tam po raz ostatni...


Tego wieczoru praktycznie cały czas oglądałam zdjęcie z usg... W ciągu 3 min dowiedziałam się, że jestem w ciąży, aby po chwili dowiedzieć się, że to nic pewnego... Pozostało mi czekać kolejny tydzień...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz